piątek, 21 sierpnia 2009

Nowy samochód policji.

Zabawne.
Nie potrafimy żyć pod władzą, no i wolność coś nie dla nas. Zaczynam się zastanawiać, czy czasami największym osiągnięciem postmodernizmu, po doszczętnym zniszczeniu realizmu i podobnych bredni, było odkrycie, że cokolwiek się na tym świecie dzieje, dzieje się humorystycznie, nie na serio, z zadziwiającą ironią, wręcz cynizmem.
Zabawne. Ale co?
Ano najbardziej właśnie śmieszy mnie to, że w ogóle można całkiem serio pomyśleć o całym tym chłamie, jakim jest kapitalizm ze swoją gwardią przyboczną, że jest co najwyżej grą. Zabawą w powagę. Czym jest państwo jak nie placem zabaw?
I czym jest debata publiczna, jak nie żałosną kłótnią o zabawkę, a zatem pozycję w grupie, a zatem coś, co na powierzchni jest ważne, a pod powierzchnią puste (inna sprawa, czy w ogóle, to co pod powierzchnią ma jakiekolwiek znaczenie, czy pełnia i głębia nie jest w zasadzie pusta i płytka przez to tylko, że intersubiektywnie nie istnieje)?
Tomasz Piątek napisał felieton o chamstwie.
Jacek Żakowski pisze podobnie. Ale bardziej żałośnie, jakby mu się ręce pomyliły. Jakby się aniołowi pomyliły skrzydła. Yes, the left-wing angel doesn't know where's his wing.
Zabawne?
Tylko na moment. Tu robi się mnie zabawnie. Tu w ogóle robi się ponuro i niebezpiecznie. Ale mimo to, będziemy jeszcze słyszeć w tonie euforii o nowym sprzęcie kupionym policji. O nowym samochodzie do monitorowania demonstrantów (czyt. zadymiarzy, związkowców), a pewnie też nieraz o nowym super-prawie Naszego Wodza Donalda, by ograniczyć rolę związków zawodowych, by społeczeństwo nie było czasami zbyt aktywne. Bo wiadomo - aktywność społeczeństwa to wróg wolności. Społeczeństwo aktywne to nam fundował Stalin i zobaczcie jak się skończyło.
Oczywiście inna aktywność jest czymś wspaniałym. Żyjemy w państwie prawa, więc donos jest w porządku. Żyjemy w państwie własności prywatnej, więc jej obrona i egzekwowanie, choćby nawet za cenę tego, że jakaś głupia szkoła zostanie zlikwidowana, jest w porządku. Żyjemy w państwie naturalnych procesów społecznych (w końcu co kapitalistyczne to i naturalne), więc gentryfikacja jest w porządku. No i w końcu żyjemy w państwie wolności.
Ale wolność już nie jest w porządku.
Może jako anarchista, nie jestem najlepszy do pisania moralitetów. Może też niespecjalnie żałowałbym kretynów komentujących artykuły na onecie, gdyby im kiedyś zabroniono tam pisać. Może nawet cieszyłbym się, gdyby jakaś luka prawna spowodowała zamknięcie Faktu. I Faktów (czy są tu jakieś różnice?). Ale, na boga, potrafię jeszcze nie być facetem zafiksowanym na punkcie obrony kulturalnego, arystokratycznego słownictwa, słownikowych zasad i ortografii.
Bo tylko o to w całej tej idiotycznej burzy, jaką rozpętała Polityka, potem Żakowski, a potem Piątek, chodzi. Tylko o pieprzony "poziom debaty". O estetykę debaty. I jakoś nikt nie zauważył, że gdy idzie o język estetyka była zawsze narzędziem władzy, że proletariat ładnie nie mówił. Że ładnie wysławiali się ludzie z góry, a upominanie, poprawianie i wszelkie treserskie nawyki, służące tylko i wyłącznie estetycznemu wygładzeniu (bo nie komunikacji), stawały się jednym z najprostszych i jednocześnie najskuteczniejszych narzędzi klasowej segregacji.
Ale jak sądzę, nasi "lewicowcy" o takim czymś w ogóle nie pomyśleli.
Nie, właściwie to już reguła, że zamiast w jakiś sposób walczyć o emancypację, odpowiedzieć na wezwanie Gramsci'ego wolą wymyślać problemy, udawać, że kometarze na onecie mają niezwykłą moc opiniotwórczą i, że świat będzie bardziej demokratyczny, jeśli o tym, czy coś zostanie opublikowane (choćby ten mały krzyk rozpaczy, krzyk o własnym upadku) będzie decydować jakiś inteligent po dziennikarstwie.
Żakowski i Piątek zaprezentowali rodzaj mentalności charakteryzujący raczej Pospieszalskiego, bardziej pasujący do zaślepionego prawicowca niż do ludzi związanych z Krytyką Polityczną. Oto cieszą się, że policja będzie miała nowy samochód.

Więc cieszmy się wszyscy, hurra, a jak nam się znudzi ten ironiczny świat, rozrzucane tu i ówdzie pomysły, to zawsze będzie można przejść na inne pozycje. Do posępnego Wildsteina, mechanicznego Ziemkiewicza. Nie chcę dożyć czasów, w których nazwanoby ich wolnościowcami. I to jest taki mały apelik do Niedostępnych Lewicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz