środa, 27 stycznia 2010

Nadczłowiek, człowiek ostatni, anarchista. Bardzo krótko.

Jakoś tak ostatnio z Nietzschem obcuję i zauważam, że ten miły pan był nieźle marksowski, freudowski i anarchistyczny. Konkretnie to dwie sprawy na to naprowadzają. Koncepcja nadczłowieka i, w jakiś sposób opozycyjna do niej (choć tej relacji zdecydowanie nie powinniśmy nazywać opozycyjną), koncepcja człowieka ostatniego.
Ostatni człowiek to ideał człowieka. Nie choruje, nie umiera i tak dalej. Taki facet, którego chciałabyś mieć w domu, ale w życiu byś nie pomyślała, że możesz z nim uprawiać seks. Czyli generalnie spełnia wszystkie nasze pragnienia (przy okazji odkrywa też ich paradoksalność). Ponieważ zaś jest ideą, to w gruncie rzeczy, jest wyrazem naszych pragnień, takim horyzontem myślowym, do którego w dialektyce dążymy (i tu jak sądzę, wszystkie dyskursy pędzą do niego równie niestrudzenie, może poza posthumanistycznym).
No i Nietzsche w jakiś tam sposób chce tego ostatniego człowieka przezwyciężyć.
Czyli pomyślałem sobie, że to mniej więcej to samo, co za cel obrały sobie na początku dwudziestego wieku wszystkie ruchy awangardowe (mniej lub bardziej inspirowane Marksem i Freudem). Ekspresjonizm, abstrakcjonizm, surrealizm - to wszystko miało zrujnować burżuazyjny ideał człowieka i otworzyć przed nami jakąś nową formę bycia.
Czyli kogo? Nadczłowieka oczywiście.
A nadczłowiek to to samo, co ideał wolności u wczesnego Marksa i Freuda.
Prawie.
Skoro zaś mówimy o nadczłowieku, to trzeba powiedzieć o języku, spod władzy którego ten nadczłowiek ma się wyrwać. Nie jestem pewien, czy pisałem o tym na blogu - w każdym razie gdzieś na pewno pisałem - że anarchizm już od czasów Proudhona posługuje się dyskursem materialistycznym. Innymi słowy, redukuje do minimum wszelki porządek ideacyjny. Jak to zauważył już Ajdukiewicz, podobna taktyka dyskursywna jest zawsze utopią, niemniej jednak różni się czymś od taktyki neoliberałów z jej odwołaniami do "naturalnych praw" i innych bredni. I tak mi się przypomniało, że przecież Geertz rozróżniał dwa rodzaje opisu - rozrzedzony i zagęszczony. Do pozytywnej interpretacji świata anarchista używa opisu zagęszczonego, do negatywnej - rozrzedzonego.
Wiecie o co mi chodzi?

9 komentarzy:

  1. "[...]zauważam, że ten miły pan był nieźle marksowski, freudowski i anarchistyczny"

    "Kogóż najbardziej nienawidzę wśród dzisiejszej hołoty? Socjalistycznej hołoty, apostołów-
    czandalów, którzy podkopują instynkt, ochotę, uczucie zadowolenia robotnika ze swego
    małego istnienia – którzy zawistnym go czynią, którzy zemsty go uczą... Krzywda nie leży
    nigdy w nierówności praw, leży w roszczeniu sobie „równych” praw.
    Co jest złe? Lecz rzekłem to już: wszystko, co pochodzi ze słabości, z zawiści, z zemsty.

    Anarchista i chrześcijanin jednego są pochodzenia... "

    źródło: "Antychryst. Przemiana wszystkich wartości" przeł. L. Staff, Mortkowicz, Warszawa 1907

    OdpowiedzUsuń
  2. @up:
    Ten cytat utwierdza mnie w przekonaniu, że z Fryderykiem było troche inaczej. Myślę, że nie da się go zaklasyfikować jednoznacznie jako marksisty, czy przypisać mu innej łatki. Są za duże rozbieżności. Oto w cytacie, który podajesz znajduje się krytyka anarchizmu, stawiająca go na równi z chrześcijaństwem. Z drugiej strony Nietzsche poddaje radykalnej krytyce instytucje państwa. W "Tako rzeczy Zaratustra" pisze:"[...]Państwem zwie się najzimniejszy ze wszystkich zimnych potworów. Zimny kłam głosi ono, i ta oto łez pełznie z jego ust: „Ja, państwo, jestem narodem".
    Leż to! Twórcy to byli, co stworzyli narody i zawiesili ponad nimi wiarę i miłość: i tak oto życiu służyli.
    Niszczyciele to są, co sidła na wielu nastawili i przezwali je pań­stwem; miecz zawiesili oni ponad nimi wraz z tysiącem żądz.
    Gdzie jeszcze istnieje naród, tam nie pojmuje on państwa i niena­widzi go jako złego spojrzenia i grzechu w obyczajach i prawach.
    Tenci znak daję ja wam: każdy naród mówi swoim językiem dobra i zła: nie rozumie sąsiad mowy tej. Własną mowę wynalazł sobie naród każdy w prawach i obyczajach.
    Państwo wszakże łże we wszystkich językach dobra i zła; cokolwiek rzeknie — skłamie, a cokolwiek posiada — skradzione to jest.
    Wszystko w niem jest fałszem; kradzionymi zęby kąsa, ukąśliwe. Fałszywe są nawet trzewia jego.
    Pomieszanie języków dobra i zła: tenci znak daję wam jako znak państwa. Zaprawdę, wolę śmierci znamionuje znak ten! Zaprawdę, ka­znodziei śmierci nawołuje on!
    Aż nazbyt wielu rodzi się: dla tych zbytecznych wynaleziono państwo![...]".

    OdpowiedzUsuń
  3. Temu panu, który najwyraźniej sądzi, że mi zabił ćwieka, odpowiem, że mnie zupełnie nie obchodzi jaki był emocjonalny stosunek Nietzschego do socjalizmu. Po pierwsze dlatego, że mówię o marksizmie jako o pewnym stanowisku krytycznym, a nie ruchu politycznym, po drugie, że skupiam się na warstwie teoretycznej jego tekstów, na koncepcjach, a nie poglądach. Rozumiem, że jak ktoś powie, że myśl Proudhona jest nieźle feministyczna, to pan mu wyjedzie z mizoginizmem autora.
    Dlatego, skoro Czerwona Emma ceniła Proudhona, ja mogę cenić Nietzschego. I dostrzegać w jego filozofii zbieżności z marksizmem i psychoanalizą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mozesz dostrzegac w filozofii Nietzschego marksizm lub psychoanalize tak samo jak badany na czwartej z plansz Roscharcha moze dostrzegac martwego krolika lub kobiete - tylko ze wtedy slowo Nietzschego jest tyle warte co plama atramentu a 'dostrzeganie' wiecej mowi o twoich preferencjach (nawet nie pogladach) niz o dziele autora.Nie potrzebne jest sztuczne oddzielanie emocjonalnego stosunku ,konceptu i stanowiska u niemieckiego filozofa.To jak kastracja dla wlasnego uzytku.Lepiej odroznic 'interpretacje' słowa od 'inspiracji' słowem - ku psychoanalizie czy marksizmie.Posmodernizm z Nietzschego zrobil dziwke co daje dupy kazdemu.

    OdpowiedzUsuń
  5. No i najwazniejsze pytanie; przy zalozeniu tak szerokiego pojecia interpretacji i odzielenia autora od jego dzieła (emocje,poglady itd.. szczegolnie u Nietzscego takie
    'oddzielanie' jest aktem arogancji) -jaką ma wartosc filozofia interpretowanego?Traci na wartosci, pozostaje sam autorytet (w ktorym to pokolei 'spuszczają sie' ..tj. wypelniaja wlasnymi przekonaniami albo- wyglaszają zaklecia w duchu freudowskim "Tak na prawde chcial powiedziec ze..")

    OdpowiedzUsuń
  6. Gavril,
    Ja Cię bardzo szanuję jako czytelnika, ale w tym momencie trochę przyczepiasz się z dupy :)
    Jak powiem, że zwyczajnie można interpretować Nietzschego w duchu marksistowskim, to możemy uznać, że mam rację po prostu i skończyć tę dyskusję?

    No i na koniec tak sobie myślę... że jeśli postmodernizm czyni z Nietzschego dziwkę, to dyskurs prawicowy stawia go na pozycji Paula Coelho - faceta sypiącego radami na złą na godzię.
    Cóż, dziwka przynajmniej jest warta uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Owszem, można Nietzschego interpretować przez pryzmat marksizmu. Tyle, że według mnie on się po prostu wymyka spod tej siatki marksistowskiej.
    Co do postmodernizmu i robienia z Nietzschego dziwki, to myślę, że nikt go nią nie zrobił bardziej niż on sam. W jego podejściu do prawdy objawiają się moim zdaniem pierwsze zalążki postmodernizmu.

    OdpowiedzUsuń
  8. No wiadomo, że się wymyka. Ale to nie znaczy, że nie ma zbieżności, że w filozofii Nietzschego nie ma wątków, które może sobie zaszczepić ruch rewolucyjny (cokolwiek by się kryło pod tą nazwą).
    A jeśli chodzi o postmodernizm (dlaczego to słowo ma pejoratywne zabarwienie, swoją drogą?), to jest jasne, że wielu autorów przypisywanych do tego nurtu od Nietzschego wzięło wizję prawdy. Co niektórzy nawet sami to podkreślają.

    OdpowiedzUsuń